Mittwoch, 25. April 2012

Tycjan

     Dawno nie odwiedziłam Kunsthistorisches Museum. Prawdę mówiąc, stęskniłam się. Ostatnim razem odbiłam się od drzwi, bo zapomniałam, że w poniedziałki jest zwyczajowo nieczynne. Ponowna okazja nadarzyła się dopiero dzisiaj i muszę przyznać, że warto było czekać.

     W końcu, po wielu przemeblowaniach otworzyli skrzydło z malarstwem włoskim. Zreorganizowana wystawa robi wrażenie. Składa się głównie z malarzy renesansowych, a na samym początku wita wchodzącego Tycjan. Mistrz Tycjan przez kilkadziesiąt lat był największym malarzem Wenecji. Przez swoje długie życie namalował mnóstwo obrazów. Być może na pierwszy rzut oka trudno docenić jego genialność, ale jeżeli porównać go z poprzednikami np. z rodziną Bellinich, od razu widać gigantyczny postęp. Nie tylko jeśli chodzi o wykorzystanie kolorów, z czego Tycjan słynął, lecz i kompozycję, modelunek postaci, nastrój obrazu wyniósł na wyższy poziom. Kojarzy się głównie z przedstawieniami mniej lub bardziej rozebranych kobiet, a niesłusznie, bo jego dorobek malarski jest gigantyczny. Jako oficjalny malarz Dożów weneckich malował wielkie, reprezentacyjne, monumentalne płótna do pałaców, kościołów i zakonów, portretował papieży, urzędników, pisarzy i kupców, stworzył wiele fresków (które niestety zabiła wilgoć wszędobylska w Wenecji), tworzył sceny religijne i mitologiczne o bardzo różnym charakterze.

     W KHM pokazują całkiem sporo jego obrazów. Na przykład jedna z wersji "Danae" (pozostałe są w Neapolu, Petersburgu i Madrycie), "Diana i Kallisto", liczne portrety pięknych kobiet. Co zabawne, nie dojrzałam tam nigdzie "tycjanowskich włosów", jak je do tej pory rozumiałam. Większość jego modelek to typowe blondynki. Ani śladu rudości, ani krztyny miedzianego połysku! Tylko "Cygańska Madonna" nie była blondynką, bo była brunetką. Paradoksalnie te wszystkie piękności nie przyciągnęły zanadto mojej uwagi. To znaczy, owszem, świetny rysunek, ujmujące, ciepłe kolory, doskonała kompozycja, nastrojowe tła, wyidealizowane kobiece piękno, ale... Może przeidealizowane? Albo jakieś takie niecharakterne. Sportretowane damy wydają się wiotkie, rozmemłane i bez wyrazu. Żadnych ostrych rysów, żadnego wyrazistego spojrzenia. Nawet w scenach pełnych emocji i dramatyzmu (jak np. samobójstwo) jego postacie nie wyrażają sobą niczego szczególnego. Podobne miny mają nadobne panienki na pikniku w parku. 

     Może portret Izabeli d'Este jest trochę inny. Ale w sumie ciężko malować własną patronkę bez ubrań i w rozpuszczonych włosach. Tycjan przedstawił ją jako pewną siebie kobietę, ubraną w kosztowny, wysmakowany strój. Mam tylko wrażenie, że Izabela ma, jakby to ująć, jedno oczko bardziej. Złośliwość artysty? Defekt urody sponsora? A może to moje jedno oczko bardziej?

     Obrazem, który naprawdę mi utkwił w pamięci był "Bravo". To jedna z najwcześniejszych prac Tycjana, bardzo jeszcze w charakterze podobna do jego przyjaciela-mistrza-współpracownika Giorgione. Oto widzimy jak jeden mężczyzna zaczepia drugiego, chwytając go od tyłu za ramię. Zaczepiony młodzieniec ogląda się za siebie. Ma długie blond włosy i wieniec z winorośli na głowie. Jego twarz wyraża zdziwienie, a ściągnięte brwi dodają jeszcze posmak irytacji czy wręcz oburzenia. Usta rozchylają się, jakby chciały zapytać: ktoś ty. Z twarzy wzrok przesuwa się na uścisk na ramieniu. Grubo ciosana dłoń natręta zamyka się zdecydowanie. Wydaje się uchwycona w pół ruchu, który zmusza mężczyznę do zatrzymania się. Potem wzrok schodzi po czerwonym drapowanym rękawie do drugiej dłoni, którą tytułowy bravo chowa za plecami. Widzimy tam rękojeść i domyślamy się już reszty miecza. Ponoć "bravo" znaczyło wtedy "zabójca". Pełni jego postaci dodaje czarny, błyszczący pancerz. Ledwo widzimy twarz napastnika. Schowana w cieniu zdaje się nic nie wyrażać. Niesamowity efekt kompozycyjny daje ręka młodziana w niebieskim rękawie, która odsuwa się z odrazą, symetrycznie do ręki brava. Uwaga koncentruje się przez to na geście zatrzymania. Wzrok uparcie wraca do ręki zabójcy. Widać nawet jak palce sięgają za kołnierz. Tak uporczywie eksponuje punkt styku obu mężczyzn, że niemal nie zauważamy, że delikatny, młody blondyn też już trzyma rękę na mieczu.


Keine Kommentare:

Kommentar veröffentlichen