Samstag, 5. Mai 2012

Nigdy nie pytaj Kolumbijczyka...

...o to, gdzie mieszka - tak mi poradziła Tiffany, koleżanka z piętra w akademiku. Opowiedziała mi nieco o swojej rodzinnej Kolumbii, a szczególnie o jej stolicy - Bogocie, bo stamtąd właśnie pochodzi.

     Z jednej strony Bogota do złudzenia przypomina miasto europejskie. Takie same domy, ulice, ludzie zupełnie normalni, ubierają się normalnie, jeżdżą takimi samymi samochodami i pracują w normalnych zawodach typu lekarz, prawnik, fryzjer, sklepikarz. Kolorowe twarze różnych ras też już nikogo by nie zszokowały. A jednak Bogota różni się znacząco od stolic Europy. Pod względem atmosfery jest typowym południowoamerykańskim miastem, gdzie obok normalności znajdują miejsce skrajnie populistyczne władze, mafia narkotykowa, bieda i bogactwo na skalę u nas nie spotykaną. Tiffany co chwilę bulwersuje się kolejnymi absurdami swojego kraju. Najbardziej nie znosi "etykietowania" ludzi. Już tłumaczę w czym rzecz...

     Podatki płaci się nie od tego, co się zarobi, ale od tego, gdzie mieszkasz. Każda więc dzielnica w Bogocie ma swoją etykietkę w zależności od jej standardu w skali od 1 do 6. Najniższe klasy nie płacą wcale podatków, 6 płaci najwyższe. Oczywiście, można przenieść się do mniej luksusowej dzielnicy i tym sposobem mniej pieniędzy oddawać państwu, ale tym samym traci się prestiż z tym związany, a co za tym idzie wpływy i szacunek w swoim otoczeniu. Miejsce zamieszkania prosto i bez ogródek wskazuje miejsce delikwenta w hierarchii społecznej.

6 - oczywiście creme de la creme. To są ci, których ogląda się w telewizji: czołowi politycy, aktorzy, modelki, piosenkarze i ci, którzy są najbardziej wpływowi: biznesmeni i pseudobiznesmeni, właściciele ogromnych majątków. Mogą mieć po kilka mieszkań i jedno z nich na przykład zajmuje całe piętro apartamentowca (ponad pięćset metrów kwadratowych). Dysponują poza tym w każdym garażu ośmioma samochodami, czternastoma motorami i trzema kierowcami. Ze względów bezpieczeństwa do takiego garażu prowadzi prywatna winda prosto z salonu. Nie trzeba dodawać, że trzęsą całą Bogotą.

5 - ludzie bogaci, ale bez fajerwerków. Ich dzieci może nie studiują w Szwajcarii lub Południowej Karolinie, ale w innym stanie amerykańskim już tak. Żyją przyjemnie i dostatnio, ale do najwyższej warstwy nie tak łatwo im się wspiąć przez szklany sufit.

4 - normalność. Może to być normalne (oczywiście na standardy europejskie) mieszkanie w bloku lub dom wolnostojący. Ci ludzie mają dostęp do wszystkich potrzebnych mediów, mają normalną pracę, internet, ich dzieci często kończą wyższe uczelnie w Bogocie.

3 - standard nieco niższy od poprzedniego. Różnią się właściwie tym, że przy trójce pewnie jest jakaś głośna dyskoteka, albo fabryka naprzeciwko zasłania zupełnie słońce. Może tatuś nie pracuje w gazecie, ale na pewno jest uczciwym mechanikiem. Czasem mogą na chwilę odłączyć prąd lub internet.

2 - słynne favelas. Domki, które ludzie sami sobie budują z tego, co tylko uda im się znaleźć lub tanio kupić. Taka samowolka budowlana. Miewają wodę i prąd i wtedy płacą symboliczne pieniądze, ale lepiej nie pić tej wody prosto z kranu. Bardzo stłoczone i niebezpieczne. Żyje w nich mnóstwo ludzi, mnóstwo wielodzietnych rodzin. Kobiety sprzątają i gotują bogatszym mieszkańcom Bogoty, mężczyźni pracują ciężko fizycznie lub kradną i zabijają. Do favelas wchodzą tylko ci, którzy tam mieszkają lub mają tam rodzinę. Czasem wchodzą tam politycy, żeby "być bliżej ludu".

1 - wzgórze, na którym domem jest to, co uda się wygrzebać ze śmietnika. Karton, plastikowe rurki przykryte szmatami. Zero kanalizacji, zero prądu, zero bezpieczeństwa. Gdy pada deszcz, cały dobytek tych ludzi spływa razem z wodą. Wzdłuż granicy tej strefy biegną zasieki, przejść pilnuje policja. Gdy ktoś z zewnątrz chce wejść, musi się u nich zapisać, a potem przy powrocie wypisać. Jeżeli nie wrócił przed nocą, to znaczy, że zginął.

0 - Tak! Jest również i taka etykieta, choć nieformalna. To ludzie, którzy nie mają nic. Bezdomni.


     Zapytać kogoś z Bogoty, gdzie mieszka to tak, jakby niegrzecznie i bez ogródek dopytywać go o to, kim jest i ile zarabia. Kolumbijczycy zdradzają swój adres tylko osobom najbardziej zaufanym. Może się okazać, że zaproszenie kogoś z wyższej klasy do domu będzie kompromitacją z powodu zbyt niskiego statusu. Z drugiej strony, przyjmowanie gości w luksusowym mieszkaniu, niektórzy odbiorą za próbę ich podporządkowania. Kolumbijskie przepisy podatkowe podkreślają różnice między klasami. Przyklejają każdemu łatkę, której nie tak łatwo się wyzbyć. Wspomagają tworzenie systemu niemal kastowego, nie licząc się z tym, co tak naprawdę reprezentują sobą konkretni ludzie.

Keine Kommentare:

Kommentar veröffentlichen